A TOUR OF THE CONCRETE JUNGLE EU/UK – BAD OMENS, GHØSTKID, OXYMORRONS, 10.02.2023, PALLADIUM, WARSZAWA

English-Polish mixed version for my little private social experiment.

Wersja polsko-angielska mieszana gwoli przeprowadzenia eksperymentu społecznego.

Let’s get down to business.

Przejdźmy do rzeczy.

 
OXYMORRONS

Nearly full house just before Oxymorrons entered the stage // Niemal pełna sala tuż przed wejściem na scenę Oxymorrons

An alternative act from NYC, Oxymorrons are fearless, bold, and fun. They make music that’s a banger hybrid of a few different genres, including rock, punk, and hip-hop/rap influences. Their lyrics are made of deep thinking, witty lines, smart metaphors, and catchy parts ideal for sing-alongs. Perfect mix.

Oxymorrons, alternatywny skład z Nowego Jorku, jest nieustraszony, odważny i zabawny. Tworzą muzykę będącą hybrydą rocka, punka i hip-hopu/rapu. Ich teksty zawierają głębokie przemyślenia, dowcipne wersy, inteligentne metafory i chwytliwe fragmenty idealne do sing-alongów na żywo. Mieszanka idealna.


Confession: I WHOLEHEARTEDLY ADORE THESE GUYS. It was love at the first sight. Or, maybe more precisely – first listen. Their energy on stage is truly unmatched, the music consists of bangers only, and yet their lyrics are poles apart from being hollow. Deep respect. I need their headline tour ASAP so that the boys can play some full-length sets. Seriously.

Wyznanie: Z CAŁEGO SERCA UWIELBIAM TYCH PANÓW. To była miłość od pierwszego wejrzenia. A może raczej pierwszego słyszenia. Ich energia na scenie jest niezrównana, grają wyłącznie bangery, a do tego ich teksty nie wieja pustka. Głęboki szacunek. Potrzebuję ich headline trasy ASAP, żeby chłopaki mogli grać pełnowymiarowe sety. Serio.

The band-crowd interactions during their show were on a whole another level. If you walked in with no idea they were the opening act, you would have never guessed it right. Warming up the audience takes them literally half of a song, tops (actually confirmed during the second show I’ve seen days later). The sing-along before Melanin Punk started, as well as clapping and cheering, was as loud as during the Bad Omens’ set!

Interakcje między zespołem a tłumem podczas ich występu były na iście kosmicznym poziomie. Gdybyś weszła/wszedł na koncert nie mając pojęcia, że są supportem, nigdy byś nie zgadł(a). Rozgrzanie publiczności zajmuje im dosłownie pół piosenki, i to w porywach (co potwierdziło się podczas ich drugiego koncertu, który widziałam kilka dni później). Sing-alongi przed rozpoczęciem Melanin Punk, klaskanie i wiwaty były tak głośne, jak podczas setu Bad Omens!


We had a very special moment, too, when Oxymorrons asked to light the house up just before Justice, saying “cause you see, how the music business works is bands don’t control anything. Fans control everything. Not bands, not labels, not corporations. You guys! Bands like us, Bad Omens, Ghøstkid, we go nowhere without you guys, and we love you guys.” Such a beautiful and truthful message!

Tuż przed Justice, Oxymorrons poprosili o wyciągnięcie latarek, mówiąc „Bo widzicie, biznes muzyczny działa tak, że zespoły nie kontrolują niczego. Fani kontrolują wszystko. Nie zespoły, nie wytwórnie, nie korporacje. Wy! Zespoły takie jak my, Bad Omens, Ghøstkid, bez was nigdzie się nie ruszymy i kochamy was.” Piękny i prawdziwy przekaz, totalnie poruszający moment.

Considering many people have heard them for the very first time, what they did to the audience during their show is an achievement to be proud of. Oxymorrons take no prisoners while making everyone have the time of their lives. Plus, they’re sweethearts and hang out at the merch table after the show, talking, smiling, and taking pics with the people. 2 R’S, NOT ONE!

Biorąc pod uwagę, że wiele osób słyszało ich po raz pierwszy, to, co zrobili z publicznością podczas swojego koncertu jest osiągnięciem, z którego można być naprawdę dumnym. Oxymorrons nie biorą jeńców, sprawiając, że wszyscy wyśmienicie się bawią. Przy okazji, są najbardziej uroczymi ludźmi ever i po koncercie wychodzą porozmawiać z ludźmi, pożartować i porobić fotki. 2 R’S, NOT ONE!

Setlist(a):

  1. Green Vision
  2. Enemy
  3. Django
  4. Melanin Punk (New)
  5. Look Alive (New)
  6. Justice

GHØSTKID

If you’ve ever wondered what did Sebastian “Sushi” Biesler do after he left Eskimo Callboy in 2020, he started a new, darker-sounding project, Ghøstkid. I can’t even start about how imaginative, gothy, sometimes Lynch-y (YØU & I), and sometimes even post-apocalyptic (SUPERNØVA) their music videos are. And the music itself, too. Like Marilyn Manson and an emo rapper had a kid who has started their own industrial band kind of vibe, and I’m so here for it.

Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, co robił Sebastian „Sushi” Biesler po opuszczeniu Eskimo Callboy w 2020 roku, to założył nowy, mroczniej brzmiący projekt – Ghøstkid. Trudno jest opisać słowami to jak pomysłowe, gotyckie, czasem lynchowskie (YØU & I), a czasem wręcz post-apokaliptyczne (SUPERNØVA) są ich teledyski. Jak i sama muzyka. Gdyby Marilyn Manson i jakiś emo raper mieli dzieciaka, który założył własny zespół industrialny, to brzmiałby on dokładnie tak, jak Ghøstkid.

The crowd, left red-hot after Oxymorrons, had just a perfect amount of time to rest before Ghøstkid conquered the stage with their badass set. “We are just a fucking warm-up” – no, no, no, you’re made for big things, guys. For real. The party we all had during their set was incredible. Their music is literally perfect for screaming, jumping, headbanging, dancing, and yet still has that dark-wave vibe to it that keeps you on your toes. No wonder they had so many fans present in the house!

Tłum, rozgrzany do czerwoności po Oxymorrons, miał idealną ilość na ostygniecie, zanim Ghøstkid podbił scenę swoim badass setem. „Jesteśmy tylko pieprzoną rozgrzewką” – nie, nie, nie, jesteście stworzeni do wielkich rzeczy, chłopaki. For real. Impreza, którą zafundowali nam swoim setem była niesamowita. Ich muzyka jest dosłownie idealna do krzyczenia, skakania, headbangingu, tańczenia, a jednocześnie ma w sobie ten dark-wave’owy klimat, który trzyma cię w lekkim napięciu i nie puszcza. Nic dziwnego, że tak wiele gardeł odkrzyknęło nieartykułowane dźwięki na pytanie, kto słyszał o nich wcześniej!



A word about their stage presence in terms of aesthetics, as their looks are simply amazing. Kept in the same style as their music videos, they create atmosphere that is truly distinctive and definitely memorable. Add some lights and stage props with their vampire teeth logo, and it feels kind of like entering an old, gothic castle, or an ex-factory, arranged for an industrial party. If you’ve ever been to some cool, goth clubs in Berlin, it’s similar. Loved it.

Jeszcze słowo o ich prezencji scenicznej pod względem estetycznym, bo ich wygląd naprawdę robi wrażenie. Utrzymany jest w tym samym stylu, co teledyski, dzięki czemu tworzą specyficzną atmosferę, która zdecydowanie zapada w pamięć. Dodajmy do tego światła i rekwizyty sceniczne z logo ich wampirzych zębów, a poczujemy się jak w gotyckim zamku, albo w starej fabryce zaaranżowanej na industrialną imprezę. Jeśli kiedykolwiek byłeś/aś w jakimś przyzwoitym, gotyckim klubie w Berlinie, to dokładnie taki vibe. Loved it.

What kind of shook me personally was when Sebastian said that “I don’t know how the situation in Poland is, but in Germany, people are not buying tickets at all at the moment,” followed by thanks to the crowd. I never would have guessed it looks like that if you asked me. Should Polish fans pay you visits more often?

Co było dla mnie zadziwiające, to kiedy Sebastian powiedział, że „nie wiem jak wygląda sytuacja w Polsce, ale w Niemczech ludzie w ogóle nie kupują biletów w tej chwili”, po czym podziękował tłumowi. Nigdy bym nie przypuszczał, gdybyście mnie zapytali, że tak to wygląda. Czy polscy fani powinni częściej składać tam wizyty?



But the most surprising moment of the whole night was probably when Stanislaw, the bassist, got the mic and started… talking in Polish. The audience was rendered speechless for quite a minute, but started applauding as soon as they regained that lost grasp of reality. To say we were all shocked is like saying nothing at all. Astounded is a better match. Even his unexpected ascension to the balcony area didn’t evoke such an immense commotion!

Ale najbardziej zaskakującym momentem całej nocy był chyba ten, kiedy Stanisław, basista, dostał mikrofon i zaczął… mówić po polsku. Publiczność zaniemówiła na minutę, ale zaczęła bić brawo, gdy tylko odzyskała utracone poczucie rzeczywistości. Powiedzieć, że wszyscy byliśmy w szoku, to jak nie powiedzieć nic. Zdumienie to lepsze określenie na to, co malowało sie na twarzach. Nawet jego niespodziewane wejście na balkon nie wywołało tak ogromnego poruszenia!


I can also confirm that Ghøstkid are a great company to hang out with after the shows. Talking, taking pics, drinking – they’re up for it all, and incredibly amusing while doing it!

Mogę również potwierdzić, że Ghøstkid są świetnym towarzystwem do spędzania czasu po koncertach. Rozmowy, zdjęcia, picie – są gotowi na wszystko, a przy tym niesamowicie zabawni!


Setlist(a):

  1. FØØL
  2. START A FIGHT
  3. CRØWN
  4. HOLLYWOOD SUICIDE
  5. YØU & I
  6. DRTY
  7. UGLY
  8. THIS IS NØT HØLLYWØØD
  9. SUPERNØVA

BAD OMENS

Needless to introduce this band to the majority of people following the scene’s events. If you haven’t heard of their third self-made (yes, they self-produced it, too) album, The Death of Peace of Mind yet, you’re missing out – big time. Their unique, hypnotizing way of interweaving a diverse array of influences in every aspect of music (and not only music) creation makes many heads explode with that sightly-surprised-immense-pleasure feeling.

Tych Panów nie trzeba przedstawiać większości osób śledzących wydarzenia na scenie muzycznej. Jeśli jeszcze nie słyszałeś/aś jeszcze o ich trzecim self-made (i self-produced) albumie The Death of Peace of Mind, to wiele cię omija. Ich unikalny, hipnotyzujący sposób przeplatania różnorodnych wpływów w każdym aspekcie tworzenia muzyki (i nie tylko muzyki) sprawia, że wiele głów eksploduje od przemożnej, lekko związanej z zaskoczeniem, sonicznej przyjemności.

All photos from the Bad Omens set are by the one and only, Mr. Bryan Kirks (I love this guy’s shots, they’re incredible!) // Wszystkie zdjęcia z setu Bad Omens są autorstwa Bryana Kirksa (Uwielbiam tego człowieka, jego foty są niesamowite!)


Although some may say it’s no longer „real metalcore”, the band’s aspirations are far more than just merely holding a place within one genre. One can argue that they’ve ascended above the labels, creating a genre of their own, that will influence the music for many, many years to come. You just can’t sleep on this band. Alongside Sleep Token, they’re the main chills and goosebumps providers out there right now, and that’s not changing anytime soon.

Choć niektórzy mogą powiedzieć, że to już nie jest „prawdziwy metalcore”, to aspiracje zespołu są znacznie większe niż tylko utrzymywanie się w ramach jednego gatunku. Można powiedzieć, że wznieśli się ponad podziały, tworząc własny gatunek, który będzie miał wpływ na muzykę przez wiele, wiele lat. Tego zespołu po prostu nie można przespać. Obok Sleep Token, są obecnie głównymi dostarczycielami ciarek i w najbliższym czasie nic nie zapowiada zmian.

To anyone who has even once wondered if they are half as good live as we can hear on their records – go see them in action. They’re way better live. But beware, there’s a high chance of having your mind blown. Heads may actually roll, too.

Dla każdego, kto choć raz zastanawiał się, czy na żywo są choć w połowie tak dobrzy jak na płytach – zobaczcie ich w akcji. Na żywo są o niebo lepsi. Ale uwaga, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostaniecie mind-blown. Mogą pospadać głowy.


Naming it a “concert” would be a severe understatement, considering the perfectly well-thought use of every possible medium of expression available. Intermitting clips, lights, song arrangements, short speeches, even the little jumping jacks workout, everything was so on point, so fitting, so engaging! It was more like a fully prepared musical happening. Sounds like an oxymor(r)on (wink-wink), as “fully prepared” and “happening” are in somewhat of a clash, but it was really masterly prepared and involved the audience’s participation at the same time. If you have a better notion for describing it – let me know.

Nazwanie tego „koncertem” byłoby sporym niedopowiedzeniem, biorąc pod uwagę doskonale przemyślane wykorzystanie każdego możliwego środka wyrazu. Klipy między utworami, światła, aranżacje piosenek, krótkie przemówienia, nawet mały trening pajacykowy, wszystko było tak w punkt, tak dopasowane, tak wciągające! To był raczej w pełni przygotowany happening muzyczny. Brzmi jak oksymor(r)on (wink-wink), bo „w pełni przygotowany” i „happening” są w pewnym sensie przeciwieństwami, ale to było naprawdę mistrzowsko przygotowane i zarazem niesamowicie angażujące publikę. Jeśli macie lepsze pojęcie na opisanie tego – dajcie znać.

The audience’s screams, squeals, and growls could be heard from the very first footstep hitting the stage. With the venue’s concert capacity of 1500 people, it was crazy! And got even crazier with the passage of time. Imagine 1500 throats screaming the lyrics all the way through the set from the very first verse. Truly exhilarating. Literally insane. Undoubtedly the type of event I live for.

Krzyki, piski i wrzaski publiczności słychać było od pierwszego kroku postawionego na scenie. Przy pojemności koncertowej 1500 osób, to było czyste szaleństwo! A z biegiem czasu obłęd tylko nabierał rozpędu. Wyobraźcie sobie 1500 gardeł wykrzykujących teksty piosenek przez cały czas trwania setu od pierwszej zwrotki. Prawdziwa radość. Dosłownie szalone. Niewątpliwie jest to ten rodzaj eventu, dla którego żyję.


A wall of death during Nowhere To Go – achieved, and executed flawlessly. As was the mosh pit every time the audience felt like doing it. That happened about three to four times. Or more – I lost count as I was having way too much fun up on the balcony!

Ściana śmierci podczas Nowhere To Go – zrobiona i wykonana bezbłędnie. Podobnie jak mosh pit, za kazdym razem, kiedy tylko publiczność miała na to ochotę. Zdarzyło się to jakieś trzy, cztery razy. Albo więcej – straciłam rachubę, bo sama za dobrze się bawiłam na balkonie!


“Alright, Warsaw. It’s clear you know every single fucking song we’re gonna play. So that said, sing this last chorus loud as you can,” and oh my, we did. Singing Limits at the top of one’s lungs may turn out to be the most popular hobby in Poland. If you happen to have heard people screaming “If you’re throwing me to the lions, you should know I’m not scared of dying” on the 10th of February, now you know you’re not (that) crazy.

„No dobra, Warszawo. To jasne, że znacie każdą piosenkę, którą zagramy. Zaśpiewajcie ten ostatni refren tak głośno, jak tylko możecie” i ojej, zrobiliśmy to, jeszcze jak. Wrzeszczenie Limits wniebogłosy może okazać się najpopularniejszym hobby w Polsce. Jeśli zdarzyło ci się przypadkiem słyszeć ludzi krzyczących “If you’re throwing me to the lions, you should know I’m not scared of dying” 10 lutego, teraz wiesz, że nie jesteś (aż tak) szalony.


The moment Noah said: “Poland… You may be the loudest crowd in this whole fucking tour so far,” everyone went NUTS. As if we weren’t earlier! Never in my entire concert-attending career (and that includes some big names) have I heard a crowd screaming so consistently loudly.

W momencie, kiedy Noah powiedział: „Polsko… Możliwe, że jesteście najgłoszniejszą publiką w całej tej dotychczasowej trasie”, wszyscy dosłownie stracili głowy… Jakby ktoś jakąś jeszcze miał! Nigdy w całej swojej koncertowej karierze (a obejmuje to kilka dużych nazw/isk) nie słyszałam tłumu krzyczącego tak konsekwentnie głośno.


The whole set’s order and song choice was impeccable. Differentiating between the three albums and the atmosphere, we were served a vibrant palette of emotional states, like true queens and kings. Everyone was cheering, dancing (or moshing, if preferred), singing (or screaming), with occasional tears falling along. Out of all the people I asked after the show, every single one had a great time!

Kolejność i dobór utworów w całym secie był nienaganny. Różnicując trzy albumy i atmosferę, zaserwowano nam żywą paletę stanów emocjonalnych niczym królowym i królom. Każda obecna jednostka bawiła się, tańczyła (lub moshowała, wedle uznania), śpiewała (lub wrzeszczała), czasami nawet toczyły się łezki. Spośród wszystkich osób, które pytałem po koncercie, każda z nich świetnie się bawiła!

This whole thing was sublime, bordering on… Scratch that, it actually was a spiritual experience, judging from the looks on many, many faces present there (take a look at Bryan’s photos!). Something like being enchanted to forget about the existence of the world outside for slightly more than an hour. These guys create an atmosphere that’s more immersive than any VR game ever made. It’s almost alive on its own, if you know what I mean. Raw, authentic, intense, emotional. Would definitely do it again a million and one time. (To be honest I already did, a few days later. And will again, in another few. That’s how good this band is.)

Całość była wręcz wykwintna, granicząca z… Wróć, to właściwie było duchowe doświadczenie, wnosząc po widoku wielu, wielu obecnych twarzy (zerknijcie na foty Bryana!). Niczym bycie zaczarowanym by zapomnieć o istnieniu świata zewnętrznego na nieco ponad godzinę. Panowie tworzą atmosferę, która jest bardziej wciągająca niż jakakolwiek gra VR. Niczym żywe stworzenie samo w sobie, surowe, autentyczne, intensywne i emocjonalne. Zobaczyłabym ich ponownie jeszcze milion i jeden raz. (Właściwie zrobiłam to kilka dni później. I zrobię to ponownie, za kolejne kilka. Tak dobry jest ten zespół).


Setlist(a):

  1. CONCRETE JUNGLE
  2. ARTIFICIAL SUICIDE
  3. Nowhere To Go
  4. Glass Houses
  5. The Grey
  6. Never Know
  7. Mercy
  8. Who are you?
  9. Limits
  10. IDWT$
  11. What It Cost
  12. Like A Villain
  13. Just Pretend

Encore:

  1. THE DEATH OF PEACE OF MIND
  2. Dethrone
  3. What do you want from me?

SPECIAL THANKS SECTION:

To the bands – obviously! Thank you all for that unforgettable experience!

To Steven, for saving the day at the merch table, multiple times – you’re awesome!

To Bryan, for the mesmerizing shots and being so kind – you’re awesome, too!

To every audio engineer involved – thank you! First gig ever where I didn’t even need any plugs and my ears were perfectly sound 🙂 the next day!

To every other crew member for their hard work and for making this tour happen – thank you!

A very big thanks to Miles and Sam for giving me the opportunity to take part in and review the show!

Martyna

Links:

BAD OMENS:

https://badomensofficial.com/

https://www.facebook.com/badomensofficial

https://www.instagram.com/badomensofficial/

https://www.youtube.com/channel/UCre_5futd_kGkrSlL83n3pw

https://music.apple.com/us/artist/bad-omens/467610583

ISOLATED VOCALS FOR “THE DEATH OF PEACE OF MIND” PLAYLIST: https://www.youtube.com/playlist?list=PLH22-xSMERQqzUD6QP21D0VBenehtCcpD

 

GHØSTKID

https://www.ghost-kid.de/

https://www.facebook.com/ghostkidofficial

https://www.instagram.com/ghostkiddo/

https://www.youtube.com/channel/UCsp-_mUeq7S87lZXZe_kTWQ


OXYMORRONS

https://lnk.to/oxymorrons

https://www.oxymorrons.com/

https://www.instagram.com/oxymorrons/?hl=en

https://music.apple.com/pl/album/enemy-single/1660984037

https://www.youtube.com/@OxymorronsTV

https://www.facebook.com/Oxymorrons

 

BRYAN KIRKS

http://www.bryankirks.com/

https://linktr.ee/brybarian

https://www.instagram.com/brybarian/?hl=en

https://bryankirksprints.etsy.com/

 

STEVEN HENDRICKSON

https://www.instagram.com/stevenxtimothy/?hl=en

https://www.instagram.com/stevenxfilm/?hl=en

 

MATT DIERKES

https://www.instagram.com/mattxdierkes/?hl=en

https://twitter.com/mattxdierkes/

 

ME 🙂

https://www.instagram.com/xiiroe/

SPOKÓJ FESTIW4L 2022 (28-30.07.2022, Dąbrowa na Kaszubach) – Relacja

  Grafika promująca SPOKÓJ FESTIW4L 2022 autorstwa Kamila Frąckiewicza aka Kitowcze aka szklanymozg (linki poniżej); (dzięki uprzejmości organizatorów)

 

Festiwal, którego oczekiwałam z wypiekami na twarzy, odkąd dowiedziałam się o jego istnieniu. Festiwal, który równocześnie przerażał mnie ze względów, które zaraz przybliżę. Festiwal, na który niemalże nie pojechałam (mój organizm postanowił dokonać bajońskiego fuxkupu w najbardziej odpowiednim ku temu momencie. Plus kilka innych, niewygodnych subtelności).

 

Spokój Festiwal.

 

Zrzucę to z siebie: nienawidzę spać w namiocie. Tak bardzo, że jeśli nie ma innej opcji, zabiorę ze sobą stado ruchomości umilających, mających za zadanie łagodzić katusze tych spartańskich warunków. Dodając do tego wszędobylskie robale — których nie tyle boję się z powodów zakorzenionych ewolucyjnie, ile żywię doń niebywałą odrazę, m.in. ze względów sanitarnych (tak, wiem, OCD) – i mamy gotową traumę.

 

Niemniej jednak w Dąbrowie zdarzył się cud, jakiego świat nie widział. Otóż ani namiotowe noclegi, ani natarczywe owady, ani nawet pachnące skutkami trzydniowej imprezy latryny nie zakłóciły mojego maniakalnie wręcz podniesionego nastroju podczas tych idyllicznych kilku dni. Z radością udawałam się do namiotu, nie myśląc w ogóle o tym, gdzie właściwie śpię, zamiast tego pragnąc jedynie objęć Morfeusza (tego dziada od snów, oby był tak hot, jak go sobie wyobrażam). Kąpieli zażywałam względnie legalnie w pobliskich jeziorach w doborowym towarzystwie (pozdrawiam serdecznie). Temat potrzeb fizjologicznych taktownie przemilczę, z może wyjątkiem wspomnienia o braku „incydentów woodstockowych”, tj. użycia zewnętrznej siły ku zmianie momentu pędu plastikowego pudełka z wątpliwie estetyczną zawartością (wprawiania go w ruch obrotowy, basically). Nie chcę wiedzieć, jak to wygląda z perspektywy pasażera.

Na teren festiwalu wjechałyśmy późno, zbyt późno, by od razu w pełni docenić rozciągające się przed nami krajobrazy, zbyt późno, by rozbić namioty przy naturalnym świetle. Ale czego się nie robi dla dobrej zabawy. Duet M^2 błyskawicznie rozprawił się z tymczasowym spankiem, w gradzie sucharów postanawiając, że szkoda czasu — trzeba gnać czym prędzej w stronę imprezy. A ponieważ uparłam się (co za nowość), żeby zdążyć na Nene Heroine — zdążyłyśmy (ba!).

 

Nene Heroine

 

Jako że wraz z sąsiadami (i okazjonalnie Zordonem) regularnie delektujemy się ich kompozycjami przy popołudniowej kawusi, musiałam posłuchać ich na żywo. Oczywiście sąsiedzi delektują się mimochodem, z racji mojego nieokrzesania względem doboru głośności, jednak w przypadku utworów tak dobrych jak te jest to raczej edukacja muzyczna, aniżeli zakłócanie porządku publicznego. Co najmniej kształcenie słuchu. Grają psychodeliczny post jazz z elementami rockowo-dubowo-improwizacyjnymi. Znajdziecie więc bardzo nieintuicyjną dla niewprawnych uszu rytmikę, tenorowy saks (który typuję jako prawdopodobny powód, dla którego Zordon otwarcie szanuje) i całe mnóstwo smaczków mogących początkowo wykręcić wam mózgi na lewą stronę, ale słuchanie ich to taki one-way ticket — jeśli choć raz złapiesz się mimowolnym nuceniu któregoś kawałka, przepadłeś/aś z kretesem. Jak dla mnie idealny soundtrack, szczególnie do czytania Murakamiego. Na Spokoju zaczęli grać jakoś po 1 w nocy, pora wręcz idealna na takie klimaty. Brzmienie po profesjonalnemu wydawało się czymś wręcz rutynowym (brawo oni i realizatorzy), zero zakłóceń tonalno-rytmiczno-sprzęgających w odbiorze. Trzeźwa jak niemowlę totalnie odpłynęłam w jakąś surrealistyczną krainę. I zagrali moje najulubieńsze kawałki! (Ok, trochę kłamię, kocham je wszystkie).

Czwartek zakończyłyśmy na Małej Scenie, gdzie codziennie od późnego popołudnia do białego rana można było dać się ponieść muzycznym wizjom rozmaitych DJów i DJek w klimatach sopockiego Sfinksa, czy krakowskiego Egodropa. Tuptaniu nie było końca.

 

Piątek powitał nas ciepłem i kolejkami pod prysznice, postanowiłyśmy więc skorzystać z okazji i uczynić wycieczkę nad, albo raczej do pobliskiego jeziora. Wykąpane i zadowolone, byłyśmy wreszcie w stanie docenić zachwycające piękno okoliczności przyrody, w jakich zorganizowano Spokój. Osobiście przyzwyczajona do miejskiej dżungli nie mogłam nacieszyć oczu polami, lasami, pagórkami, dzikimi kwiatami i właściwie wszystkim, na co padało moje spojrzenie. Totalna sielanka.

 

Oprócz koncertów można było podziwiać prace rozmaitych artystów (pochodzących z/tworzących głównie w Trójmieście i okolicach) w rozmaitych formach, oglądać w kinie niezależne krótkometrażówki, kompilacje vintage reklam, uczestniczyć w warsztatach jogi czy performance’u albo wykładach, odwiedzać stoiska z rękodzielniczymi cudami, zażywać kąpieli w Dzikim Spa, a nawet jeździć na rampie od Skate Areny. Oprócz tego hamaki, leżaki, jedzonko wszelakie, parzona na tysiąc sposobów i niesamowicie misternie przygotowywana przepyszna kawa od Józefa (pozdrawiam serdecznie). Bary, jasna sprawa, nawet dwa. Zadbali nawet o obecność SINu w razie nad wyraz dotkliwego kontaktu z pozaziemskimi cywilizacjami. Profesjonalizm ciśnie mi się jako epitet, ale coś czuję, że to bardziej z troski i serdecznych, szczerych chęci zrobienia imprezy DLA ludzi.

 

Chair

 

Comfort music. Jeden z koncertów, których wysłuchałam przy kramiku z rękodziełem, gdzie akustyka pozwalała na rozprzestrzenianie się fal dźwiękowych w wyjątkowo przyjemny sposób. Jednak nie to zaważyło na wrażeniu komfortu. Międzynarodowy duet tworzy coś, co określają jako „country-porn-punk” i w moim odczuciu idealnie oddaje to ich klimat. Brzmią jak muzyka z filmów stylizowanych na vintage’owe, ale idealnie pasowaliby też do Las Vegas Parano albo którejś z produkcji Jodorowsky’ego. Aspekt lekko psychodeliczny ciągnie ich niekiedy w kierunkach podobnych Jefferson Airplane, wybrzmiewają też wyraźnie inspiracje synthpopem. Mają dość specyficzne poczucie humoru, 90sowe dzieci zrozumieją na pewno.

 

Franek Warzywa

 

Och, ile śmiechu dostarczył nam ten występ to kontenerami trzeba byłoby mierzyć. Muzyczny i liryczny glitch art, wolno płynący strumień kreatywnej świadomości (pozdro dla W. Jamesa za dostarczenie pasującego określenia). Ktoś kiedyś powiedział, że żeby coś było śmieszne, musi być jednocześnie absurdalne i życiowe — tutaj mamy to w proporcji wręcz idealnej.

 

Próżnia

 

Kocham nie tylko za wykorzystanie japońskiego, choć chciałabym bardzo znać genezę (proszę, tylko nie kalka z D. Zawiałow). Tak czy inaczej, niezwykle przyjemnie się słucha, choć teksty uderzają czasami w miejsca, o których nie mówi się na co dzień, metaforycznie rzecz ujmując. Muzyczna powściągliwość tworzy idealne tło dla znaczeń, a że od tych jest w Próżni aż gęsto, wszystko się pięknie składa. Brzmieniowo… hm, hip-hopowo, lo-fi, R’n’B, o nieco soulowych właściwościach i z jakiejś przyczyny kojarzące mi się z emo rapem (pewnie teksty). Czy jest to w końcu od dawna przeze mnie poszukiwane perfekcyjne zgranie właściwości języka polskiego z muzycznym tempem = piękne frazowanie? 最も可能性が高い。[1]

 

Lastadia

 

Wprowadzili nas przez zachód słońca w wieczór swoim shoegaze’owo – dream popowym setem. W ich utworach znajdziemy także elementy jazzowe, a teksty ewidentnie pisane są pod muzykę, nie odwrotnie — co zadowala moje czepialskie ucho i pozwala cieszyć się odbiorem bez zgrzytów w linii muzyka — tekst. Bardzo dobry występ, nie zabrakło nawet coverów!

 

Potem zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Kaszuby w lipcu pogodowo są trochę jak pustynia — nawet jeśli w dzień temperatura sięga powyżej 20°C, nocą najlepiej okryć się puchówką (albo śpiworem). Regularnie wjeżdżała herbatka ziołowa tudzież Earl Grey oraz dodawane były kolejne warstwy odzieży w kolejności i zestawieniu przypadkowym. Ponieważ jednak zmarzluchem jestem niezwykłym, nie obyło się bez interwencji samochodowych, tj. po prostu siedzenia w aucie pod kocykiem, z herbatką, kumulując ciepło, zanim znów odejdzie w siną dal. Jakoś w międzyczasie dojechała reszta naszej festiwalowej ekipy, robiło się więc coraz weselej.

 

Jazxing

 

Z temperaturą przywróconą do względnej normalności ruszyłyśmy w kierunku małej sceny, gdzie odbywał się set DJ-ski duetu Jazxing. I choć trudno nazwać tuptanie moimi klimatami, bawiłam się naprawdę świetnie. Na moje ucho oscylują w granicach EDM/house’u z domieszką latynoskich rytmów, ale nie przywiązujcie się do tej opinii — na tym polu żadna ze mnie ekspertka.

 

Aleph

 

Borze Tucholski, matko z córką i wszyscy śnięci. Psalmy na ich cześć piszą się w mojej głowie. Co oni mi w nią robią nagraniami to jedno, i co prawda powinnam spodziewać się geometrycznego przyrostu efektu przy słuchaniu live’a, ale i tak dali radę przeskoczyć tę absurdalnie wysoką poprzeczkę (nawiasem mówiąc, mogłam się tego spodziewać tym bardziej, że zawierają połowę Nadihra — proszę zapoznać się z moją recenzją Orion Arm, a doznacie olśnienia w kwestii mojego zachwytu). Jak (i to z taką łatwością) łączą trudne gatunki z trudnymi rytmami, a wychodzi takie groovy-przestrzenne cacko? Może kiedyś zapytam. Obstawiam niebotycznego skilla, dużo muzycznych przemyśleń, ale i dobrą wczutę i zabawę graniem. Zdecydowanie zalecam wszystkim na wszystko, bo w ich twórczości znajdziecie i eksperymenty wszelakie, i grunge’owe momenty, i progresywne rytmy, a na mój gust zaciągają nawet trochę w stronę Dead Can Dance, OMa (tylko szybciej), czy sludge’owych klasyków. W skrócie — Aleph kondensuje w sobie jakieś 85% mojego gustu muzycznego (przy czym wszytko powyżej byłoby nie do zniesienia, trust me). Totalnie opłacało się zamarzać do 3 rano z półotwartymi oczami dla tej wisienki na Spokoju.

Sobotni poranek wyglądał właściwie podobnie do piątkowego — ze zmianą miejsca kąpielowego na inne jezioro. W międzyczasie dowiedziałyśmy się, że kaszubscy przejezdni niesamowicie ciekawie reagują na kobiety czeszące mokre włosy przy zaparkowanym na wjeździe do lasu samochodzie, toteż starałam się każdorazowo machać do delikwentów, by wytrącić ich mózgi z niewątpliwego stuporu, w jaki ich wprawiałyśmy — w końcu nie chcę mieć nikogo na sumieniu.

 

Po powrocie i rozłożeniu kramiku nadeszła pora karmienia — burgerki pierwsza klasa — i, co nawet ważniejsze, kolejną porcję kofeiny, bo poprzednia była zdecydowanie za słaba.

 

Zwidy

 

Czyli przezacne otwarcie sobotniego składu line-upowego. Są z Warszawy i właściwie to ich też słucham (tak, z sąsiadami), ale Spokój był naszym pierwszym „na żywo”. Występ bardzo elegancki sonicznie, szczególnie ze stanowiska kramikowego, gdzie — jak wspominałam — warunki do słuchania były idealne, ale i pod sceną brzmieli bardzo dobrze (byłam sprawdzić). Wystarczyło zresztą zerknąć na frekwencję tamże. Urzekające są dla mnie ich wykorzystujące chyba każdą możliwą formę ironii teksty, a warstwa muzyczna ani na chwilę nie pozostaje w tyle. Przemyślcie konotacje nazwy zespołu, a otrzymacie idealną charakterystykę ich twórczości. Ich math-noise-postrock/hcowa (love) mieszanka z domieszką emo bardzo przypomina mi klimaty koncertów mojego ulubionego krakowskiego klubu Warsztat. Grają 20 sierpnia w Hydrozagadce, zabieram swoją wizytację i zapraszam na zbicie piąteczek.

 

Tentent

 

Uwielbiam pisać ich nazwę (pozdro dla kumatych). Przyjemne, post-punkowo – krautrockowo – lekko psychodeliczne granie. Idealnie wręcz pasują mi do takiego właśnie wakacyjnego, festiwalowego klimatu. Albo plażowego — pełen chill, morze, słońce, grzebanie ciał w piasku i Tentent. Na tym etapie wykoncypowałam już z całą pewnością, iż: a) zespoły prezentujące swoją twórczość na Spokój Festiwal naprawdę potrafią w teksty po polsku (jak już może wiecie jest to temat niesamowicie drażliwy dla moich uszu), nie tracąc przy tym niczego z przekazywanej treści (maksymalny szacunek) i b) realizatorzy spisali się na medal, proszę przyznać im co najmniej order „dzielny pacjent”. Nie inaczej było w tym przypadku, choć należy oddać muzykom gruntowne przygotowanie instrumentalne.

 

Następnie oddaliłam się zażyć ruchu na eksploracyjno-rekreacyjny spacerek (i przy okazji znalazłam kolejne jezioro, pospieszyłam zatem poinformować o tym fakcie załogę). Wtedy właśnie zapadła wiążąca decyzja o komisyjnym spożyciu jednostki alkoholu w postaci piwa celem uczczenia ostatniego dnia i sukcesu handlowego mej głównej towarzyszki, tudzież po prostu tzw. piwerko po robocie.

 

Sviniarski Orchestra

 

Podobno najlepszy koncert. Podobno, bo wyszłyśmy z kina tak późno, że zdążyłyśmy tylko na ostatni kawałek. Gdyby drogi nie przeciął nam pewien chrabąszcz (podobno biegacz skórzasty, tj. Carabus coriaceus), pewnie byłybyśmy szybciej… ale cóż, pewnie musiało tak być (i proszę nie odzierać mnie z komfortu iluzji teleologizmu nieszczęśliwych wypadków tego rodzaju). Bądź co bądź, jeśli można wnioskować takie rzeczy po półtora utworu, to rzeczywiście musiał być fantastycznie dobry koncert.

 

Sebol Bejsbol

 

„Korpojaja” definitywnie zostały hymnem tegorocznej edycji Spokoju. Czy mnie to dziwi? Absolutnie nie. Czy jest to rap, którego słucham w domu? Nie mogłoby być inaczej. Czy występ tego wspaniałego artysty był dokładnie tym doświadczeniem sensorycznym, którego oczekiwałam? Tak, a nawet bardziej. Wizualizacje z painta i rozpadający się (dosłownie) ekran zwieńczały to unikatowe dzieło współczesnego performance’u. Publika szalała z rozkoszy.

 

Artificialice

 

Uwielbiam. Doświadczenie intymne, oniryczne, z nutą psychodelii. Wszystko tu płynie, ale i zgrzyta, przy czym ten oksymoron jest w stanie harmonicznie współistnieć, tworząc doprawdy unikalną całość. Elektronika — check, piękne wokale — check, emocje — double check. Trochę Björk, trochę eksperymenty, trochę jakby w jazz, ale najbardziej i tak polecam teksty. Śmiałe, konkretne, bardzo psychologiczne, z kobiecym pierwiastkiem, ale nadal uniwersalne. Łapiecie te wszechobecne dychotomie? Jak to trafnie określiła Martyna (nie ja, tym razem): „ta płyta [„Prisoners of Expectations”] to perfekcyjna całość”.

 

Immortal Onion

 

Ostatni, wyczekany koncert. Wiadomym było, ze to będzie doskonały set (kto nie wie, polecam szybciutko sprawdzić, co „Cebulki” – jak pieszczotliwie mówią o nich fani — tworzą), ale poziom mojego szacunku do nich wzrastał z każdym lumenem generowanym przez przejmującą stery niedzielę. O ogromie ich muzycznych umiejętności świadczą już nagrania, ale — powtórzę po tysiąckroć — ostateczną weryfikacją zawsze jest live. A gdy gra się fuzję wszystkiego (fusion też, tak, elektronika, oczywiście) ze wszystkim (naprawdę wszystkim, ja tu słyszę nawet podjazdy progmetalowe, więc jeśli na tym etapie nie masz odpalonego któregoś z ich kawałków jako muzycznego tła do lektury, człowieku, to serio, weź przemyśl swoje życie), zaczynając seta gdzieś o 3 rano, w międzyczasie sącząc piwka, i to gra się tak w punkt, wait… Właściwie to dlaczego oni nie są jeszcze sławni?

 

Podsumowując (wersja dla wytrwałych; jeśli więc od ilości tekstu wypadają ci już oczy, polecam przeczytać to krótsze, poniżej), jakiekolwiek inwestycje nie zostałyby poczynione w celu przybycia i przebywania na Spokój Festiwal, zostały oddane z nawiązką wielkości Drogi Mlecznej (widocznej w nocy z terenu festiwalu! Gratka dla mieszczuchów), materiałem wspomnieniowym, który zostanie przekazany moim, tudzież cudzym, wnukom (w zależności od życiowych okoliczności, rzecz jasna) i przemożnym apetytem na kolejną edycję. Widoczny gołym okiem ogrom ciężkiej pracy, jaki włożyli w to wszyscy zaangażowani stworzyciele tego niepowtarzalnego wydarzenia (c’mon, latali tam przez kilka tygodni z łopatami, budowali rozmaite konstrukcje z drewna, nie no, normalka, robię to na co dzień), zasługuje na co najmniej taki aplauz, jaki otrzymali Queen na Wembley w ‘86. Od line-upu i merchu, przez mnogość i różnorodność atrakcji, po zaopatrzenie spożywczo-trunkowe — wszystko przemyślane, przygotowane i na cacy. Żeby nie było, że słodzę w stylu cukrzyca instant: ok, pewnie mogłoby być czegoś więcej, czegoś mniej, coś inaczej — zawsze może, zawsze znajdą się maruderzy z loży szyderców (choć mam nadzieję, że tutaj jednak nie), ale dopóki ludzkość nie wynajdzie sposobu na przewidywanie przyszłości albo podróże w czasie (skutek ten sam), dopóty zawsze będzie coś, czego się nie przewidzi — to wpisane na mur-beton w naszą egzystencję. Spróbujcie zorganizować sami choćby i domówkę, a dowiecie się, o czym mowa. Skalując to na tak duże wydarzenie, poziom potencjalnych niespodzianek osiąga przyrost iście lawinowy. Biorąc to wszystko pod uwagę, Spokój Festiwal był dla mnie organizacyjnym arcydziełem. Przeogromne gratulacje i dzięki za powołanie tej wspaniałości do życia.

 

Podsumowując krótko, acz treściwie: kiedy byłam młod(sz)a, sądziłam, że najlepszym festiwalem świata jest Woodstock. Kiedy dorosłam, wiem już, że jest nim Spokój Festiwal. Dziękuję za zaproszenie, do zobaczenia za rok!

 

 

Martyna

 

 

Linki (w kolejności występowania w dzisiejszym odcinku, bo oszalałabym segregując alfabetycznie):

 

 

SPOKÓJ FESTIW4L 2022 (wydarzenie FB): https://www.facebook.com/events/1061825201398998/

 

SPOKÓJ FESTIWAL FB: https://www.facebook.com/SpokojFestiwal

 

SPOKÓJ FESTIWAL IG: https://www.instagram.com/spokojfestiwal/

 

KAMIL FRĄCKIEWICZ FB: https://www.facebook.com/kitowcze

 

KAMIL FRĄCKIEWICZ IG: https://www.instagram.com/szklanymozg/

 

NENE HEROINE FB: https://www.facebook.com/profile.php?id=100063485233183

 

NENE HEROINE IG: https://www.instagram.com/neneheroinemusic/

 

NENE HEROINE SPOTIFY: https://open.spotify.com/artist/682FUdadxb0BbBEJosAiSR

 

CHAIR FB: https://www.facebook.com/Chair.The.Band/

 

CHAIR LINKTREE (IG, YT, TikTok, wszystko): https://linktr.ee/kocham.chair?fbclid=IwAR0M_w9pSDL4AjEW02weDxqhk3Qp4dazBvNV5j2pOc2-8PkgYGGXs7kXlyE

 

FRANEK WARZYWA FB: https://www.facebook.com/FranekWarzywa

 

FRANEK WARZYWA IG: https://www.instagram.com/franek_warzywa/

 

FRANEK WARZYWA YT: https://www.youtube.com/c/FranekWarzywa

 

PRÓŻNIA FB: https://www.facebook.com/totylkoproznia

 

PRÓŻNIA IG: https://www.instagram.com/proznia1/

 

PRÓŻNIA SPOTIFY: https://open.spotify.com/artist/7zkwgyC49E931DJ76FGe99

 

LASTADIA FB: https://www.facebook.com/lastadia.music

 

LASTADIA IG: https://www.instagram.com/lastadiamusic/?hl=en-gb

 

LASTADIA SPOTIFY: https://open.spotify.com/artist/7F4HCtHLVVMo9vJaQtUDSY

 

JAZXING FB: https://www.facebook.com/JazxingGSD

 

JAZXING IG: https://www.instagram.com/jazxing/

 

JAZXING SPOTIFY: https://open.spotify.com/artist/2JHfUkPZJLj39PqBrRjjuK

 

ALEPH FB: https://www.facebook.com/alephtheband

 

ALEPH IG: https://www.instagram.com/aleph.the.band/

 

ALEPH SPOTIFY: https://open.spotify.com/artist/0yY78c2nz0iVh8NxG4kNVJ

 

ZWIDY FB: https://www.facebook.com/zwidy

 

ZWIDY IG: https://www.instagram.com/zwidyzwidy/

 

ZWIDY SPOTIFY: https://open.spotify.com/artist/03ZzgzybQr8UyvWCMSCvRy

 

TENTENT FB: https://www.facebook.com/grupatentent

 

TENTENT IG: https://www.instagram.com/grupatentent/

 

TENTENT SPOTIFY: https://open.spotify.com/artist/0bF8tH9EUvDG5BPIlsTSlB

 

SVINIARSKI FB: https://www.facebook.com/sviniarski

 

SVINIARSKI YT: https://www.youtube.com/channel/UCRgIzIQNOAW0721coaKvVTg

 

SEBOL BEJSBOL FB: https://www.facebook.com/SEBOLBEJSBOL

 

SEBOL BEJSBOL IG: https://www.instagram.com/sebolbejsbol/

 

SEBOL BEJSBOL SPOTIFY: https://open.spotify.com/artist/5yO6hcmki3Qe77QM7FCEKq

 

ARTIFICIALICE FB: https://www.facebook.com/artificialice.official

 

ARTFICIALICE IG: https://www.instagram.com/artificialice.official/

 

ARTIFICIALICE SPOTIFY: https://open.spotify.com/artist/3a55BXUPgSH84C0R58DHGY

 

IMMORTAL ONION FB: https://www.facebook.com/ImmortalOnion

 

IMMORTAL ONION IG: https://www.instagram.com/immortalonion/

 

IMMORTAL ONION SPOTIFY: https://open.spotify.com/artist/4CwsKWauDN6Dt84QVNnfGz

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[1] Określenie wykorzystane na albumie Próżni, oznaczające w japońskim dokładnie to, co tytuł tegoż wydawnictwa – „Najprawdopodobniej”. Jest to o tyle ciekawsze, ze „高い” jest jednocześnie przymiotnikiem oznaczającym „wysoki/wysoka/wysokie”, a wydany w 2021 r. singiel nosi tytuł „Wysoko” (chcąc być interjęzykowym purystą można byłoby czepiać się tej teorii, jako że forma przysłówkowa brzmi: „高く”, ale who cares :)).