Janusz „Estep” Wykpisz – Wszystko zmyśliłem

Znów miałem okazję zapoznać się z czymś, co stanowi dla mnie nowość. Nie ograniczam się do metalu, lubię słuchać lżejszych brzmień, ale z tą sceną moje drogi jakoś nigdy się nie krzyżowały. No, może z nielicznymi wyjątkami będącymi w istocie głównie hołdem. Mowa o scenie bluesrockowej, z którą ostatnio obcuję nieco częściej niż zwykle, choć nie bez pewnych… trudności. Do rzeczy: dziś przedstawiam Wam album o dość charakterystycznym tytule „Wszystko zmyśliłem”.

Janusz „Estep” Wykpisz to kolejny muzyk o niemałym doświadczeniu, który po wielu latach działalności muzycznej zdecydował się nagrać swój album solowy. Znany ze swojej aktywności w zespołach Obstawa Prezydenta oraz Gang Olsena, zaprezentował światu album osobisty, indywidualny, szczery, ambitny mimo swojej nieskomplikowanej i prostej formy.

To dziewięć opowieści zawartych w dziewięciu kompozycjach, z których każda stara się dać coś od siebie.

Choć jest to materiał solowy, to grono muzyków uczestniczących w procesie jego powstawania jest całkiem spore. Jako ciekawostka może służyć fakt, iż w procesie nagrywania wzięło udział aż dziewięciu różnych gitarzystów (w tym basowy). Pomysł polegał na tym, by każdy z nich zagrał w innym utworze, co miało wpłynąć na brzmienie gitar oraz ich charakter. Na albumie dodatkowo pojawiają się takie instrumenty, jak ukulele, kontrabas czy też harmonijka ustna.

Sama muzyka też wymyka się ponad standardy. Zauważalne są odniesienia do jazzu (chociażby jazzowa sekcja rytmiczna), country, a nawet reggae. Cechę charakterystyczną materiału stanowi wyjątkowy spokój i lekkość, przy czym bywa intensywnie, a zwłaszcza emocjonalnie. Przeważają brzmienia akustyczne, powszechne są także duety gitary akustycznej oraz elektrycznej (ta druga zazwyczaj raczy nas wtedy solówką). Różnice w nastrojach są spore – zapewne wiąże się to z emocjami, które towarzyszą każdemu z utworów. W istocie nie ma tutaj dwóch identycznych utworów, nawet jeśli wybrane schematy są do siebie dość zbliżone. Nie bez znaczenia jest także tematyka tekstów, śpiewanych zresztą przez Wykpisza spokojnie, czasem trochę nieobecnie, czasem z pełnym zaangażowaniem.

Tytuł może być mylący, gdyż liryki opowiadają głównie o otaczającej nas (niekoniecznie zakrzywionej) rzeczywistości z perspektywy autora – człowieka takiego samego, jak my wszyscy. I to stwierdzenie wcale nie musi być nawiązaniem do tekstu kompozycji „Kolor skóry„. Bywa melancholijnie, ale też refleksyjnie i motywująco. Wszystko jest takie zwyczajne, ale ma swój urok. Owszem, taka tematyka jest spotykana bardzo często, regularnie, ale nawet mimo poruszania wciąż tych samych tematów sposób ich przedstawiania nie musi być bez przerwy powielany. Każdy ma swoją własną perspektywę.

Biorąc pod uwagę moje wcześniejsze słowa, jest dobrze, a może nawet i bardzo dobrze. Tym samym muszę niestety przyznać, iż album sprawił mi pewien kłopot. Wspomniana zwyczajność chwilami daje o sobie znać chyba trochę za bardzo, przynajmniej jak dla mnie. Zagłębienie się w przedstawiany przez Wykpisza muzyczny świat było dla mnie trochę problematyczne, nie poczułem z nim wyraźnej więzi. Zawarte w nim emocje nie wnikają we mnie tak, jak powinny, choć jednocześnie bezproblemowo dostrzegam ich obecność. Odbieram jego solowy debiut po prostu jako przyjemną dla ucha płytę do posłuchania raz na jakiś czas, może i nawet bardziej w tle, ale szybszego bicia serca u mnie nie wywołała. Co nie zmienia faktu, że na ten moment mogę wyróżnić kilka elementów wydawnictwa.

O otwierającym album utworze, „W lustrze świata” mogę powiedzieć tyle, że o ile muzycznie to na pewno nie moja bajka, tak całościowo, wraz z zachowawczym wokalem i życiowym tekstem, odpowiada mi już zdecydowanie bardziej. Spodobała mi się „Melancholia„, która swoim tytułem w zasadzie tłumaczy cały swój charakter. Podobnie jak w utworze „Ciągle nie potrafisz być sobą„, muzyka brzmi bardzo nieśmiało, została schowana w tło i właściwie tylko dodaje nastroju. Jej minimalizm potęguje klimat i właśnie taka stylistyka przemawia do mnie najbardziej. Przypuszczam, że po prostu zabrakło mi większej ilości takich brzmień, które dodatkowo akcentowałyby wokal. Dyskretna forma wydaje się być tą najbardziej autentyczną. Wisienką na torcie jest genialna solówka w ostatniej kompozycji, „Czasem trzeba zbłądzić„, zaprezentowana na samo zakończenie.

https://youtu.be/87aihNfowtU

https://youtu.be/M6N83ZC2n9g

Zatem czy będę do tego albumu wracać? Pewnie tak. Nie zdziwię się, jeśli „zaskoczy” on jako całość dopiero po pewnym czasie. A ma ku temu dobre preferencje, tak mi się przynajmniej wydaje. To materiał bardzo dojrzały, i wygląda na to że ja też muszę do niego jeszcze dojrzeć. Dostrzegam w tym wszystkim chemię, która najwidoczniej jeszcze się nie aktywowała. Na koniec powiem jedno: sympatycy gatunku niech się nie boją sięgnąć po „Wszystko zmyśliłem„. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że zaprzyjaźnią się z nim dużo szybciej niż ja.

Barlinecki Meloman