IN SILENCE – Podaj Dłoń

 

 

Jestem ogromnym fanem filmów grozy.  Nie tych typu „Piła „, czy innych, ” Teksańskich masakr „. Tych bardziej finezyjnych, operujących klimatem, nastrojem, niesamowitością. Jak chociażby  „Nosferatu„, Warnera Herzoga (polecam). Kiedy Gregor wysłał mi okładkę albumu grupy: In Silence „Podaj dłoń„, na której widzimy rękę wychodzącą z ziemi, obok nagrobka, a dookoła niezwykle klimatyczny cmentarz i pełnię księżyca, oraz niektórych jego „mieszkańców” idących w stronę pełni, miałem miłe skojarzenia z debiutem Black Sabbath. I poczucie, że musi to być niezwykle klimatyczny, czerpiący z dorobku klasyków Heavy Metalu z lat ’80 w rodzaju  Helloween, album. Jak jest? Przejdźmy do recenzji.

In Silence to zespół z Kamienia  Pomorskiego. Tworzą go: Paweł Bajda (gitara, wokal), Robert Pieniek (Perkusja), Tomasz Gradowski (gitara) i Przemysław Krawczyński ( bas).

Podaj dłoń” jest ich fonograficznym debiutem.  Pierwszy utwór:

Czas zemsty” nie  zachwycił mnie i w pewnym momencie przestraszyłem się, że może nie jest to płyta dla mnie.  Pomysł na klip z udziałem rekonstruktorów z grupy „Strażnicy Nawii” i Stowarzyszenia Słowian i Wikingów całkiem dobry. Jednak sam utwór ma trochę zbyt banalny tekst, jest nastawiony na brutalność i szokowanie na siłę. Jednak  honorowo trzeba oddać, że panowie śpiewają o Wikingach, którzy słynęli z brutalności, a same riffy i perkusja,  współgrają z tekstem oraz tematyką utworu. Głos wokalisty jest również  świetny, bardzo mroczny. Co w tej  kompozycji również mnie zachwyciło, to lekko wsamplowane zaśpiewy słowiańskie, na samym początku. Dodaje to klimatu, podobnie jak okładka płyty.

Później jest  jednak lepiej,  jeśli chodzi o brzmienie i teksty. Tytułowy, „Podaj  Dłoń”, to bardzo  przebojowy numer i jeden z moich ulubionych, na tej płycie. Galopująca, bardzo „zachodnia” gitara, perkusja nadająca rytm i śpiew Pawła, który wręcz płynie przez ścianę dźwięku, złożoną z gitar i perkusji. Świetny refren – bardzo prosty, a jednak wpadający w ucho. Cudo.

Kiedy Umrę”, to chyba najbardziej poetycki utwór, na tym albumie. Wokalista śpiewa z ogromnym zaangażowaniem wersy: „Kiedy umrę, odnajdę Cię„. Riff jest tu fantastyczny, zapadający w pamięć i niebanalny. Tekst można interpretować dwuznacznie. Po słowach „Obudź się”, można powiedzieć, że jest to song o tym, by żyć pełnią życia i łapać każdą chwilę, a także w ten sposób, że śmierć nie do końca jest metą, a tylko którymś z rozdziałów.

Żal i gniew„, to utwór miłosny, ale jak to bywa w przypadku Hardrocka/Metalu nietuzinkowy. Piękna, niesamowicie „blackmore’owska” a miejscami punkowa gitara , oddaje emocje wokalisty. A cóż to są za emocje!

„Obiecaj, że nie opuścisz mnie, gdy po tamtej stronie, spotykamy się”.

W tym utworze ścierają się sprzeczne uczucia: miłość i gniew,  smutek i wściekłość,  ból i zaślepienie. Muszę dodać, że utwór ma w pewnym sensie progresywną budowę. Sporo też tu nagłych zmian tempa.  To co Pieniek, w tej kompozycji, wyprawia na perkusji jest wręcz niepojęte. Brzmi to jak seria z karabinu maszynowego. Szacunek. Przy tej solówce perkusyjnej, miałem skojarzenia z Ianem Paice z Deep Purple.

W Ciszy” od razu przypadło mi do gustu, gdyż jedną z moich ulubionych płyt lat 70-tych, jest debiut Black Sabbath. Tu to znalazłem.  Ciężki , niszczący mózg  riff, genialna melorecytacja Pawła: „Ludzie płaczący do zmarłych” i fragment: „Grobowa czerń, wyzwala lęk” sprawił, że poczułem się jak w domu.

Zawsze fascynowała mnie ponura, gotycka muzyka,  stare cmentarze,  grobowce. W tej kompozycji,  znalazłem zalążek tego wszystkiego, podany w sposób poetycki i niebanalny. Polskie  Black Sabbath i to z najlepszego okresu , tyle mogę powiedzieć o tym utworze. Płyta ma jeszcze kilka takich bardzo dobrych,  mocnych momentów, ale  najbardziej urzekła mnie, prawdziwa perła zamykająca krążek.

W Lochu” to piękna kompozycja, wręcz „ogniskowa”, kojarząca mi się z „bujającym”, polskim rockiem lat 90-tych, w rodzaju chociażby Hey. Ja dojrzewałem przy dźwiękach formacji IRA. Wpadająca w ucho, maniera wokalna lidera, cudowna akustyczna gitara. Kapitalny jest również dysonans: ciepłe brzmienie,  kontra  mroczny tekst. Kiedy usłyszałem ten utwór po raz pierwszy, wręcz poczułem i zobaczyłem żarzące się ognisko, oraz zgromadzonych wokół ludzi, wspominających swoich dawnych towarzyszy, których nie ma już na naszym świecie. Być może niektórym metalowym „ortodoksom” nie spodoba się tak radykalna zmiana brzmienia, jednak dla mnie to idealny moment by zadumać się trochę, nad utraconymi na zawsze  bliskimi. Piękny, wzruszający utwór.

Świetny album. Panowie pokazali, że można odwoływać się do klasyki w sposób oryginalny, jednocześnie dodając intrygującego powiewu świeżości. Gdyby tylko lepiej wybrać singiel promujący. Ale to oczywiście moja opinia.  Naszym słuchaczom powiem jednak tyle: mamy polskie Black Sabbath.  Zachęcam wszystkich do kupna i odsłuchu.

Ocena 5/6

Dominik Szwarc

Leave a Comment