TYRADA – Adaryt

TYRADA – Adaryt

Odgrażałem się, odgrażałem, że napiszę tę recenzję…No i minęło trochę czasu, zanim się zabrałem. Tak więc trzymam sobie w dłoniach, bardzo estetycznie wydaną płytę, z ascetyczną okładką.

Na czarnym tle, logo zespołu i tytuł. Kurcze, może i tak jest dobrze, a może  warto było tu zrobić jakąś ilustrację. Nie wiem.  Rewers ukazuje zdjęcia muzyków i tytuły siedmiu kompozycji, zawartych na albumie.

Tyrada, czyli długa wypowiedź na jakiś temat, wygłaszana przeważnie podniosłym tonem. Tak pokrótce można określić znaczenie nazwy zespołu, którego debiut trzymam właśnie w ręce.  A „Adaryt”(taki tytuł ma ów krążek), to Tyrada pisana wspak. Ciekawostką jest informacja, że gościnnie w nagraniach wystąpiły, Weronika Lewandowska(flet poprzeczny) i Aleksandra Jędruch(wiolonczela).

Otwieram pudełko i moim oczom ukazuje się czarny krążek, który wygląda jak płyta winylowa ! Nawet ma imitację rowków. Chłopaki, to już macie do przodu, świetny pomysł. Acha… no i w środku podpisał się cały zespół. Bardzo sympatyczny i raczej jeszcze nie gwiazdorski gest.

Z namaszczeniem układam płytę na talerzu gramofonu..Stop ! W odtwarzaczu… „Upadek”, rozpoczyna się konkretnym riffem i wysoookim okrzykiem, jakiego nie powstydziłby się Grześ Kupczyk na „Kawalerii Szatana”. Potem wokale są już niższe, ale to właśnie na śpiew Karola od razu zwróciłem uwagę. Bo wokale robią świetną robotę na całym albumie, uzupełniając i ubarwiając, każdy utwór. Kawał mocnego, heavy metalowego głosu. A uwierzcie, jestem bardzo wybredny, w temacie wokalistów.

W przypadku Tyrady, to jest czarny koń tej kapeli( nie ujmując nic instrumentalistom ). Riff lekko się rozpędza i kroczy do przodu, zgrabne solówki i ładnie brzmiące bębny..Karol balansuje płynnie, pomiędzy śpiewem a krzykiem..w środku utworu zwolnienie, z łagodnym motywem gitary, przechodzącym w solo, by powrócić do rdzenia utworu..Tyrada, podobno przyznaje się do inspiracji muzyką zespołu KAT.

„Kanibal” jest chyba tego najbardziej jaskrawym przykładem. Już początkowy riff , budzi wyraźne skojarzenia, ale i sam klimat, czy świetne solówki w dalszej części. Dodawać , że riffy są iście po katowsku topornie ciężkie, plus podwójna stopa, chyba nie muszę. Ale sporym nadużyciem byłoby stwierdzić, że Tyrada kopiuje Kata…To jest po prostu mistrzowsko zagrane, w takim stylu. No i wokal nadaje muzyce zupełnie nową, inną jakość. Z drugiej strony, może sam Piotrek Luczyk, powinien posłuchać Tyrady i wyciągnąć wnioski, zamiast nagrywać średni album, w stylu CETI i Jorna.

Chłopaki są bardzo sprawni, słychać, że do studia weszli przygotowani i poukładani. To wymagało ogromu prób i ćwiczeń, oby tak dalej.  „Konfrontacja” pobrzmiewa już KAT’em nieco mniej, za to jest trochę więcej mieszania w muzyce..Kroczący riff, „gniewny” śpiew, bębny. Utwór rozpędza solo i podwójna stopa, by znowu zwolnić i trochę połamać, kolejne sola, basowe wstawki…Bardzo przyjemne…Gdzieś mi lekko Testament pobrzmiał ( ale może to tylko moje urojenia. Czego mi tu zabrakło ? No, aż się prosiło o przygalopowanie w środku, choć na moment…Żeby urozmaicić te ciężkie motywy. Ale ok.

„Nic” , jak klasyczna metalowa ballada, zaczyna się bardzo łagodnie, by co jakiś czas, drapnąć pazurem, wedle starych, sprawdzonych receptur Metalliki, Testamentu, Metal Church i Turbo(?) . Tu mamy  na początku bas, delikatną gitarę i akcenty blach.. Nie wiem, kto gra później to świdrujące solo (Mateusz, czy Łukasz), ale zniszczył system.

„Machina „ to „metallikowy” wstęp, niczym Fade to Black, skrzyżowany z Unforgiven i kolejna porcja wysokich zaśpiewów… Skojarzenia z Leo Szpiglem ery Wilczego Pająka i Romanem Kostrzewskim z okresu „666”. Mnie się podoba.

Do kolejnego utworu , powstał klip, dość oszczędny w formie, za to ukazujący zespół w akcji..no i pojawia się w nim też, tytułowy „Łańcuch”. Tekst może nieco naiwny, lecz chyba cały czas aktualny. Mogą razić trochę, takie „szkolne” rymy, ale to właśnie one, świadczą wg mnie, o szczerości przekazu. Przywodzą wspomnienie czasów, kiedy stary rep(tak, ja), był młody i miał marzenia, by grać na białej Tamie, dla kilkutysięcznych audytoriów…Pod względem muzycznym, to jest naprawdę profesjonalne granie..Płytę kończy przepiękne, instrumentalne „Tchnienie”.

Kojące dźwięki fletu, wiolonczeli i delikatna gitara. Znakomite zwieńczenie albumu. Ja takie rzeczy uwielbiam. Podsumowując, „Adaryt” zagości u mnie na dłużej, tak, że spodziewajcie się mojej wizyty na koncertach. Może gdzieniegdzie zabrakło mi, chociażby drobnej galopady i kilku solidniejszych akcentów, dla większego kontrastu…No, ale ja tak mam. Chętnie posłuchałbym też kilku „wyskoków” sekcji rytmicznej. Bo słychać, że Krystian i Krystian (bas i perkusja), są zgrani, więc mogliby nieźle pomieszać. Poszlifowałbym też teksty, przed kolejnym albumem. Ale poczytajcie dla równowagi liryki z„Kill’em’all”, czy „Killing is my business”. Można się dziś z nich podśmiewać…ale ludzie nadal uważają te albumy, za kultowe. Razem z tymi właśnie tekstami.  Ktoś powie, że te klocki już dobrze znamy. Że to wszystko już było. Tak, ale sztuką jest budowanie z nich, całkiem nowych budowli. Zresztą, zespół nie wypiera się wpływów heavy i thrash metalu, lat 80 tych i 90 tych… Można więc pokusić się o stwierdzenie, że Tyrada jest zespołem grającym old skulowo..I nie będzie w tym zbytniej przesady.

Bo tak naprawdę, ten album mógłby zostać z powodzeniem nagrany, gdzieś pomiędzy rokiem 1989, a 1992..Dla mnie to niewątpliwa zaleta tej muzyki. W zalewie nowoczesnych i cyfrowych brzmień, mechanicznego, technicznego grania, Tyrada jawi się naprawdę wyjątkowo. Byłbym zapomniał o najważniejszym, w dźwiękach Tyrady słychać emocje, a to dziś „towar” deficytowy. No i uwaga, zespół rozdaje praktycznie za darmo, swoją twórczość. Wystarczy do nich napisać, przelać dziewięć złotych za przesyłkę, podać adres i otrzymać „Adaryt” pocztą. Szacunek panowie, za taką formę promocji… „Bierzcie i słuchajcie tego wszyscy”. Czekamy na koncerty.

Jakub Szczęsny – Czarnecki

Leave a Comment